Jeden Dzień - tym razem w wersji papierowej

Może to nietypowe, ale mam w zwyczaju najpierw oglądać film, a następnie sięgać po książkę. Broń Boże nie uważam, żeby odbierało to powieści jakiekolwiek walory! Wręcz przeciwnie, owe zalety nadaje ekranizacjom. Nie znam słowa "spojler". Nie oglądałam jeszcze najnowszej części Star Warsów, ale wiem, że na końcu Han Solo zginie. Wiem to, ale i tak podczas oglądania będę zaskoczona, zaszokowana i zrozpaczona. Z książkami jest podobnie. Jeśli najpierw obejrzę film, wiem, że jego fabuła nie będzie ograniczona przez powieść. W drugą stronę to działa inaczej, ponieważ często miewałam tak, iż po przeczytaniu książki, byłam rozczarowana ekranizacją. Zwyczajnie nie spełniała wymogów literackiej odsłony. Dlatego właśnie wolę obejrzeć film i ewentualnie później przeczytać książkę. Film przypadnie mi do gustu, a książka i tak zyska uznanie w moich oczach. Podobnie było w przypadku tego tytułu. Gdzieś kiedyś w Internetach natknęłam się na pozytywną opinię filmu, jakim jest Jeden Dzień. Obejrzałam, zachwyciłam się i stwierdziłam, że muszę przeczytać książkę! Niezłym zaskoczeniem było dla mnie, że została ona napisana, przez faceta. O romans w takim wykonaniu podejrzewałabym kobietę, ale jak widać mężczyźni też mają duszę. 



Jeden dzień, to romantyczna historia, którą równie dobrze można nazwać życiową przygodą. Dexter i Emma kończą studia. Są piękni, młodzi i szaleni, a świat stoi przed nimi otworem! Mają wygórowane ambicje, a ich aspiracje sięgają nieba. On chce zostać gwiazdą telewizji, kimś sławnym i rozpoznawalnym. Ona marzy o zawodzie dziennikarki, by propagować swoje polityczne poglądy i zamiłowanie do sztuki dramatu. Z pozoru nic ich nie łączy, jednak przelotne spojrzenia i nieśmiałe uśmiechy sprowadzają ich do łóżka. Zanim wkroczą w dorosłe życie i wyjadą w najdalsze zakątki świata, ten ostatni raz chcą poczuć się studentami. Dexter - odwieczny podrywacz kocha Emmę, lecz bardziej woli ją w roli przyjaciółki. Obydwojgu pasuje taki układ, lecz to trzyma ich na dystans i skłania do złożenia sobie obietnicy, iż dzień 15 lipca będzie należał do nich. Akcja toczy się przez dziewiętnaście lat, lecz opisuje tylko i wyłącznie konkretny dzień. Czasem jest to dzień nic nie znaczący, innym razem smutny, lub wyjątkowy. Przez cały ten czas Dex i Em utrzymują kontakt. Krótki telefon, niedługi list, kilka romantycznych kolacji, a nawet wspólne wakacje. Wszystkie te wydarzenia ich zbliżają, lecz oni nie dopuszczają do siebie uczucia. On wspina się po kolejnych szczeblach kariery, by w końcu z impetem stoczyć się na samo dno. Kluby, alkohol, tani seks. Dopiero śmierć matki przywraca go na ziemię. Chłopak postanawia się zmienić i żyć dobrze, dlatego zakłada rodzinę. Ona, będąc skromną kelnerką, ledwo wiąże koniec z końcem, lecz w końcu zostaje nauczycielką i wydaje książkę. Międzyczasie w życiu Emmy pojawiają się przelotni mężczyźni, którymi zagłusza niespełnioną miłość do przyjaciela. Dziewczyna cieszy się jego szczęściem, lecz jej życie prywatne nie wygląda najlepiej. Dalsze wydarzenia sprowadzają dwojga przyjaciół do stanięcia twarzą w twarz i przyznania się do głęboko ukrywanego w sercu uczucia, które zakiełkowało 15 lipca 19 lat temu.

Moim zdaniem: Książka lekkim piórem pisana, przez co szybko się czyta. Wydarzenia są życiowe, opowiedziane z humorem, niektóre oprawione w nutkę sarkazmu. Dialogi zaskakują dynamiką, temperamentem i kreatywnością bohaterów, co dodaje smaku całej powieści. Polecam jak najbardziej fanom romansów i książek obyczajowych. 

22 komentarze :

  1. ja zwykle pierw czytam książkę. skoro łatwo się czytało to sięgnę ;)
    olusiek-blog.blogspot.com- klik!

    OdpowiedzUsuń
  2. One day! Przepiękny film. Powiem Ci, że miałam podobną sytuację z Pamiętnikiem Sparks'a. Film to jedna z ulubionych pozycji, do której wracałam już tyle razy i pewnie wrócę. POzytywnie zachęcana sięgnęłam po książkę i okropnie się rozczarowałam. Tam już nie było tej magii, którą czułam na ekranie telewizora. I jest to chyba jedyny przypadek w moim życiu, gdzie film zdominował rękopis.

    OdpowiedzUsuń
  3. To bardzo ciekawie. Masz rację często ekranizacją można się rozczarować, bo albo są zmienione fakty albo zupełnie inaczej jest przedstawiona. Ja też zawsze najpierw oglądam film, a potem czytam książkę, to jest najlepszy sposób.

    A moja koleżanka jeszcze inaczej czyta książki, ona lubi zaczynać od ostatniego rozdziału i jak już pozna zakończenie to zabiera się za czytanie.

    O książce nie słyszałam, ale po przeczytaniu recenzji stwierdzam, że może być naprawdę ciekawa. Lubię takie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja osobiście chyba wolę jednak najpierw przeczytać książkę:) Często mocną stroną powieści jest skwapliwie budowane przez autora napięcie i szokujące zakończenie, a znając już fabułę z filmu, pozbawiłabym się tej przyjemności. Zresztą filmy dają już gotowe wyobrażenie bohaterów czy miejsc, a ja lubię najpierw wykreować sobie własną wizję. Z drugiej strony, masz rację, że ekranizacje bywają rozczarowujące i najpierw oglądając film, mamy szansę być lepiej do niego nastawieni. Więc to bardzo subiektywna kwestia:)
    Hm, ja akurat nie lubię znać zakończenia czy wydarzeń przed samodzielnym dotarciem do nich, więc spoilerów staram się unikać. Chociaż nie ma tragedii, gdy już się czegoś dowiem, to uwielbiam być zaskakiwana przez autora/reżysera.
    Książka raczej nie dla mnie, chociaż brzmi sympatycznie:)
    Pisałam Ci już to wielokrotnie, ale naprawdę podoba mi się Twoje pozytywne podejście do życia, jest piękne. Również byłam kiedyś bardzo ufna i łatwowierna, trochę mi tego zostało. Ostatnio miałam trochę refleksji nad samą sobą i doszłam do wniosku, że przede wszystkim muszę przestać tak wszystko przeżywać i analizować w nieskończoność, tak jak i nie przejmować się, ,,co ludzie powiedzą":) Dlatego tak podoba mi się Twoje podejście- najważniejsze, co myślą najbliżsi, a nie pochwały ze strony obcych:)
    Pozdrawiam!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie tą książką, w ekranizacjach nie da się do końca wszystkiego pokazać, dlatego przeczytanie książki jest o wiele lepsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamy bardzo podobną taktykę: ja też zwykle oglądam najpierw film, a ewentualnie potem przekonuję się do książki, jeżeli film był dobry. Książka z Twojego opisu wydaje się dość ciekawa, jednakże nie preferuję tego typu romansów :P

    O, ja rok temu byłem w takiej samej sytuacji jak Ty, że zmieniałem pokój. Ale w odróżnieniu od Ciebie, przeprowadzałem się piętro niżej :D Ech, też byłem gimbusem... Szczególnie widać to po jakiś starych postach na forach, itp. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedyś kochałam romanse tak bardzo, że czytałam je i czytałam, a teraz nie mogę przez nie przebrnąć, bo tak bardzo angażuję się w toczącą się historię, że przerzucam po kilka kartek żeby tylko szybciej wiedzieć co się będzie dalej działo :D
    Ja nigdy nie potrafiłam dostrzec zmian w sobie, chociaż bardzo się starałam. Może dlatego, że nie przywiązywałam nigdy zbyt dużej uwagi do tego, jaka jestem. Inni za to wiele razy mówili mi, że się zmieniłam. Jedyne czego chciałabym od własnej osoby to tego, żeby nabrać właśnie tego dystansu. Akceptuję swoje wady, jestem jaka jestem, ale wiele rzeczy biorę bardzo serio i do siebie. Może aż za bardzo. Albo po prostu to efekt tego, jacy są ludzie z mojego otoczenia, którzy też nie są zbyt "normalni". Ale przede wszystkim staram się, tak jak Ty, myśleć o wszystkim pozytywnie (nie tak jak kiedyś) i starać się realizować swoje marzenia. Nic bardziej nie może pozytywnie motywować niż spełnione pragnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. właśnie za to lubię blogi! będąc blogerem możesz zaobserwować te wszystkie poważne zmiany, które w Tobie zachodzą, albo skopać sobie dupę za smęty z przeszłości. uwielbiam to! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Też wolę najpierw obejrzeć film, a dopiero potem czytać wersję papierową. Parę razy przejechałam się na tym, że najpierw przeczytałam, a potem się irytowałam maksymalnie okrojoną ekranizacją. "Jednego dnia" jeszcze nie widziałam / nie czytałam.


    Ale ludzie się zmieniają :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie zachęciłaś mnie do przeczytania książki i obejrzenia filmu! Może w ferie się uda? :D Uwielbiam takie historie :)
    Co do Twojej przemiany, to bardzo dobrze - zawsze warto zmieniać się na lepsze i doskonalić w każdej dziedzinie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja zawsze wolałam film, bo od dziecka mnie fascynował i zawsze chciałam być reżyserem :) w każdym bądź razie świetna recenzja! może i ja sięgnę po tą książkę, podoba mi się fakt że to powieść mężczyzny :D Chciałabym zrobić remont pokoju, mam pełno wizji w głowie jak można by go urządzić :) miło patrzeć i czytać jak optymistyczne myśli od ciebie biją. Dobrze że zauważyłaś i głośno podkreślasz zmiany na lepsze, niech motywują cię do działania :) widzę że mamy taki sam cel- wydanie książki, oby nam się udało kochana, trzymam za nas obie kciuki :)
    pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie skupię się na tym, że przeczytałam cały obszerny post od deski do deski, ponieważ to jest fakt. Zawsze tak robiła, robię i będę robić, no chyba, że ktoś pisze tak nudnie, że falki z olejem przy tym wymiękają, to nie mam zamiaru się męczyć i trudzić, ale nie lubię, czego zostawiać, kiedy już zaczęłam, bo mnie wtedy sumienie gryzie.

    Najpierw się odniosę do "recenzji" książki. I masz tu ode mnie prztyczka, ponieważ jestem po pierwszej części Gwiezdnych Wojen, bo nigdy nie oglądałam tej serii, a chcę wszystkie zobaczyć łącznie z najnowszą, a tu natrafiam na jakiś spoiler. Monika, no co to ma znaczyć. Proszę mi się tu ładnie wytłumaczyć, szybciutko. :D Jedynie film oglądałam kilka lat temu i wzruszyłam się na nim. Chociaż wychodzę z założenia, że najpierw książka potem film, bo w książce zawsze jest więcej, to masz rację, że w odwrotną stronę, to przynajmniej nie można się zawieźć, że spartolili sprawę. Aczkolwiek do tej pory zdarzyło mi się zobaczyć najpierw Gwiazd naszych wina, a dopiero potem obejrzeć ekranizację, czego nie żałuję. Tak samo jest z pierwszym sezonem Gry o tron, bo najpierw natrafiłam na serial, a dopiero potem stwierdziłam, że muszę przeczytać książkę, która zajęła mi 2,5 roku, o czym więcej wspomnę w najbliższym poście, który jest w trakcie pisania.

    Bobik już wspomniała, że za to lubi bloga, że można sobie po sobie dokopać, jeśli czujesz, że jest z Tobą źle i smęcisz oraz możesz zaobserwować te zmiany poważne, które w Tobie zachodzą, na czym chciałabym skupić największą uwagę. Oczywiście z tym pierwszy również się zgadzam, aczkolwiek nie ma nic lepszego, jak wracasz do tych postów z przeszłości i widzisz jak bardzo się zmieniła Twoja mentalność, być może styl pisania, światopogląd, jak bardzo wzbogaciłaś swoją inteligencję, ile doświadczeń przeżyłaś, etc. Tego jest naprawdę multum i masa! I tak jak Tobie lekko się czytało Jeden dzień, tak mi Twój post.

    Bardzo Ci dziękuję za przemiły komentarz i owszem piszę listy już od jaki 3-4 lat i jeśli będziesz miała ochotę, to zachęcam Cię do skorzystania z mojej propozycji korespondowania listownego. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu jak dobrze, że najpierw obejrzałam Star Warsy, a potem wpadłam przeczytać post. Byłabym wściekła że o śmierci jednego z głównych bohaterów dowiedziałbym się z tego posta a nie z filmu. Chyba jednak powinnaś ostrzegać, że spojlerujesz mimo, że Tobie spojlery nie przeszkadzają. Bałam się czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Film "Jeden dzień" przeczytałam ze sto razy, bo go uwielbiam :D. Niestety za książkę ciężko mi się zabrać, może dlatego że obejrzałam już film. Zawsze najpierw wolę przeczytać książkę, później obejrzeć film :).

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja właśnie uparlam się, że najpierw przeczytam książkę, a potem obejrzę film 50 Twarzy Greya i powiem Ci, że cholernie się rozczarowalam. Dlatego stwierdzam, że Twoje podejście faktycznie może być korzystniejsze :-D

    OdpowiedzUsuń
  17. Najbardziej ujęłaś mnie połową zdania: "jak widać mężczyźni też mają duszę." aż się roześmiałam. Ten film wisi już na mojej liście do obejrzenia chyba z dobry rok, ale ciągle coś mi przeszkadza a potem znowu o nim zapominam na jakiś okres czasu. Już dobrze wiem o czym jest, ale i tak chciałabym go zobaczyć bo dużo dobrego o nim słyszałam.
    Co do kolejności czytania i oglądania, to... rzeczywiście nietypowo. Chociaż równie dobrze można uznać, że nietypowo jest na odwrót, bo skąd wiadomo co jest normą? Ciekawie uzasadniłaś swój punkt widzenia i to, co ja zawsze postrzegałam jako minusy ekranizacji (nie dają sobie rady w porównaniu z książką), Ty postrzegasz to jako minus odwrotnej kolejności zaznajamiania się z dziełem. To daje do myślenia, że ile ludzi, tyle opinii. Nie zmieniaj swojej, bo jest naprawdę dobra :) No i czeka Cię więcej radości z większej ilości filmów niż w moim przypadku ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedyś zawsze najpierw czytałam książkę przed obejrzeniem ekranizacji/adaptacji, ale jakiś czas temu stwierdziłam, że nie zrobiłoby mi to różnicy, jeśli zrobiłabym odwrotnie albo nawet - gdybym obejrzała film, a nie czytała książki...
    "Jeden dzień" oglądałam i podobał mi się, książki nie czytałam, ale kupiłam kiedyś mamie i chyba skuszę się w końcu na nią, jak pojadę na urlop do domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. ja zawsze najpierw czytam książkę a potem oglądam film, nigdy nie zdażyło się żeby film był lepszy od książki :) słyszałam że serial Pamiętniki Wampirów jest znacznie lepszy od książek, muszę kiedyś przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  20. To rzeczywiście dosyć nietypowe,że wolisz najpierw oglądać film,a potem czytać książkę. Mi też się to czasem zdarza, ale przez zupełny przypadek, bo częściej trafiam na filmy, a dopiero potem dowiaduję się, że to ekranizacje. W sumie zgadzam się z tym,że gdy najpierw się przeczyta książkę można być rozczarowanym filmem, a w ofwrotnym wypadku, ksiażka jest takim dopełnieniem filmu. Ja jednak uznaję coś takiego jak spojler i niestety o tej scenie z Gwiezdnych Wojen już wiedziałam, bo bardzo dużo osób o tym mówiło i mi zaspojlerowało film. Wielka szkoda, bo wolałabym się o tym dowiedzieć w trakcie oglądania. Hasło romans mnie jakoś nie przekonuje, ale kto wie, może i by mi się spodobała ta książka.
    Co do zmian, to i u mnie podobne się pojawiły. Nie były radykalne, raczej stopniowe, ale cały czas je obserwowałam, bo od dłuższego czasu chciałam się zmienić. Uległość i pobłażliwość są straszne i ueażam je za spore wady. Nie mówiac o tym,że to się zwyczajnie nie opłaca, bo ludzie od razu to wykorzystywują. Chyba najlepsze podejście to jest takie jakie masz. Akceptowanie swoich wad i rozumienie tego,że jest się tylko człowiekiem i można popełniać błędy.

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz tutaj = 1 komentarz na Twoim blogu!
Dziękuję ♥

Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka