Kochaj i rób, co chcesz


Film "Papierowe Miasta" oglądałam jeszcze na wakacjach. Bilety do kina, były prezentem od chłopaka, zatem mogłam wybrać jakikolwiek seans. Padło na ten. Wcześniej nie słyszałam, ani o książce, ani o jej ekranizacji. Ogólnie tytuł był mi obcy, ale że kinowy repertuar nie prezentował się ciekawie, wbrew gustom ukochanego poszliśmy na romansidło. Oczywiście zaraz po wyjściu z kina postanowiłam przeczytać książkę, a że nastała sposobność iż wersję papierową wraz z dwiema innymi pozycjami Johna Greena dostałam od przyjaciół w urodzinowym prezencie, była ona pierwszym tytułem tego autora, po jaką sięgnęłam. Czas na recenzję! 

"Osobiście widzę to tak: każdemu przydarza się jakiś cud. Umówmy się, że prawdopodobnie nigdy nie trafi we mnie piorun, nie zdobędę Nagrody Nobla, nie zostanę dyktatorem niewielkiego państwa na jednej z wysp Pacyfiku, nie zapadnę na nieuleczalny nowotwór ucha ani nie ulegnę spontanicznemu samozapłonowi. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wszelkie nieprawdopodobne historie, zapewne okaże się, że przynajmniej jedna z nich przytrafia się każdemu. Mogłem zobaczyć deszcz żab. Mogłem postawić nogę na Marsie. Mogłem zostać pożarty przez wieloryba. Mogłem ożenić się z królową Anglii albo przetrwać kilka miesięcy na morzu. Jednak mój cud był inny, Moim cudem było to, że spośród wszystkich domów na wszystkich osiedlach mieszkaniowych w całym stanie Floryda zamieszkałem w domu w sąsiedztwie Margo Roth Spiegelman." 

  Margo to wielka buntowniczka. Szalona marzycielka z genami spiskowca. Niezłomna i niepokorna z milionem pomysłów na minutę. Dziewczyna wolna i niezależna, która niczego się nie boi. Taką opinię wyrobiła sobie u przyjaciół, taką widzieli ją rodzice. Często się sprzeciwiała, chodziła własnymi drogami, nikomu o niczym nie mówiła. Obserwowała, planowała i realizowała swoje marzenia. Chciała odkryć tajemnice rządzące światem. Była mistrzem w tym, co robiła. Była jedyna w swoim rodzaju. Była silna i nieuchwytna. Taka była, dopóki nie zniknęła... 
  Quentin - cichy, spokojny nastolatek z dobrej rodziny, zawsze trzymający się swojej paczki. Odwiecznie zakochany w Margo, marzący o jej przelotnym uśmiechu, czy krótkiej rozmowie. Pewnego dnia jego pragnienia się spełniają. Margo postanawia wtajemniczyć go w swój szatański plan zemsty nad fałszywymi przyjaciółmi, a przy okazji wykrzesać ze sztywniaka odrobinę szaleństwa. Quentin, z początku przeciwny z pewnością nigdy nie zapomni nocy spędzonej w towarzystwie dziewczyny z sąsiedztwa. Margo rozpala w nim iskierkę wariactwa, która pomału przeradza się w płomień. Ustatkowany chłopak, którego życie potajemnie kręci się wokół niej, zaczyna pragnąć więcej przygód! Chce by Margo przewróciła jego życie do góry nogami, lecz nie spodziewa się, że wkrótce dziewczyna całkowicie zniknie mu z oczu, pozostawiając jedynie niejasne wytyczne. 
  Nikt nie wie, gdzie się podziała, ani czy żyje. Quentin jednak ma nadzieje, a w jego głowie pomału kwitnie plan ratunkowy. Do zagadki, do zagadki, od wskazówki, do wskazówki, chłopakowi udaje się wpaść na właściwy trop, ale czy Margo zostawiła te instrukcje specjalnie dla niego? Czy w ogóle chce zostać odnaleziona? 

  Filmowe zakończenie znacznie odbiega od książkowego. Prawdę powiedziawszy, po obejrzeniu filmu, nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Reżyser filmu skupił się na nieco innych wartościach, niż te, które Green podkreślał w książce. Stawiał przede wszystkim na relacje przyjaciół i ich ogromny wpływ na nasze życie. W książce mi tego zabrakło. Przede wszystkim inaczej została ukształtowana postać Margo, która w papierowej wersji całkowicie obaliła swój buntowniczy charakter, przyznając się do wrażliwości i mentalnej delikatności. Książkowe zakończenie, jak dla mnie zostało pozbawione smaku i dynamiki, którą świetnie ukazano w filmie!

"Musisz się zgubić by potem móc się odnaleźć."

W dzisiejszym poście znowu poruszę temat miłości. Jako że ostatnim razem w dosyć sarkastyczny sposób przedstawiłam metody na udany związek, tym razem przybliżę Wam własną definicję tegoż uczucia. Niektórzy byli zaskoczeni, zirytowani, a wręcz oburzeni moim podejściem do cielesności i kiedy wspominałam o seksie, padły od Was słowa pogardy i niezrozumienia. Hola hola! Ale czy zakumaliście, że to czerwone jest złe, a zielone dobre? Mam wrażenie, że niektórym umknęła ta mała sugestia... Niemniej jednak ile ludzi, tyle opinii, a ja na swoim blogu mam zamiar wygłaszać własną. 

Czym jest dla mnie miłość?

Na pewno stanowi podstawę mojego życia. Uczucie to towarzyszyło mi od pierwszych dni i mam nadzieję, że będzie ze mną aż po ostatnie. Na początku była to rodzicielskie umiłowanie. Ciepło rodzinnego ogniska, głos mamy, uśmiech taty, dotyk i miłe słowo ich obojga. Oni mnie ukształtowali i przygotowali, bym w pewnym momencie mogła wylecieć z gniazda. Kolejnym rodzajem miłości, jaki miałam okazję doświadczyć były przyjacielskie sympatie. Z niektórymi bywało różnie, ale większość z nich zachowała się do dzisiaj. 

"W prawdziwej przyjaźni nie chodzi o to, żeby być nierozłącznym, tylko o to, żeby rozłąka nic nie zmieniła."


Ostatnim i równie ważnym, jak nie najważniejszym uczuciem jest dla mnie miłość do chłopaka. Przyznam, że jest to dla mnie fenomen wszech czasów. Coś nowego i niezrozumiałego. Coś, co mnie uskrzydla i motywuje, a przede wszystkim daje mi szczęście. Takiej miłości nie miałam okazji doświadczyć jeszcze nigdy i mimo, że nie jest on moim pierwszym chłopakiem, przy nim czuję się tak po raz pierwszy. Znamy się od ładnych paru lat, a już ponad dwa trwamy przy sobie wiernie. Można powiedzieć, że dorastaliśmy razem. Wtedy byli z nas gówniarze, ale jak to mówią, stara miłość nie rdzewieje. Najpierw zauroczenie, które w moim przypadku ciągnęło się kilkanaście miesięcy. Swojego rodzaju fascynacja. Wszystko, co z nim związane, było dobre, ba najlepsze! Marzyłam o nim dniami i nocami. Marzyłam o chłopaku, który mnie pokocha taką, jaką jestem. Chciałam żeby zawsze był blisko, zawsze pod ręką. Chciałam, go zaznajomić z moim życiem i pozwolić na to, aby stał się całym moim światem. Chciałam razem z nim cieszyć się małymi rzeczami, śmiać się i płakać. Chciałam, by był moim przyjacielem. Cóż za niespodziankę przygotował mi los, stawiając przy moim boku taką właśnie osobę! 

Intymność i bezgraniczne zaufanie

Nasze zakochanie pomału kiełkowało rodząc w nas uczucie. Każdy zna to uzależnienie, wieczną tęsknotę, niemożność napatrzenia się i nagadania... Chyba wszyscy zakochani chcą spędzać ze swoją drugą połówką jak najwięcej czasu. Wtedy właśnie wszelkie sprawy, problemy, tajemnice i sekrety dzielą się na dwoje. Początkowa niepewność ustępuje miejsca bezgranicznemu zaufaniu. Na tym w gruncie rzeczy powinna opierać się każda międzyludzka relacja. Nie mówię tutaj o całkowitym odkrywaniu kart, bo jednak warto zachować asa w rękawie i od czasu do czasu czymś partnera zaskoczyć. Kiedy ludzie nie mają przed sobą żadnych tajemnic, nic ich już nie dzieli. Tutaj w grę wchodzi intymność, czyli poufność mentalna i bliskość cielesna w jednym. 

Uwaga uwaga, przechodzimy do sedna sprawy!

Cielesność

Mam 18 lat, nie uważam się za osobę dorosłą, może lekko dojrzałą. Nie śpieszy mi się do małżeństwa, zostania mamą, czy kurą domową. Oczywiście, że za kilka lat wizja ta wydaje mi się być obiecująca. Chcę stworzyć rodzinę i rozpalić ciepłe domowe ognisko. Możecie się przyznawać lub nie, ale jestem pewna, że Wy także o tym marzycie. Nie ma na świecie człowieka, który nie pragnąłby szczerej, bezinteresownej miłości. Zwykle ta damsko-męska relacja pociąga za sobą coś jeszcze. W pewnym momencie człowiek zaczyna patrzyć na siebie i swoje ciało w sposób erotyczny. Widzi zmiany i dostrzega reakcje, jakie zachodzą w obecności ukochanej/ukochanego. Chce się obnażyć i zostać w pełni zaakceptowany przez drugą osobę wraz ze swoimi wszystkimi defektami. Pierwszym etapem bliskości jest dotyk, poprzez pocałunek aż do całkowitej zmysłowości.


Popieracie seks przedmałżeński? Dorośli mają na ten temat zwykle całkowicie odmienne zdanie niż młodzież. Bierze się to pewnie z troski i przekonania, że dzisiejszy świat wariuje. Prawdę powiedziawszy, świat jest wciąż taki sam, a młodzież wydaje mi się być bardziej odpowiedzialna niż kiedyś (bronię swojego pokolenia, a co!). Złodzieje byli i będą, alkoholicy również nie wyginą podobnie jak nastoletnie matki. Podstawowym argumentem przeciw współżyciu przed ślubem jest Kościół. Kościół, którego fundamentem jest miłość i wiara w Boga, który dał nam ciało i duszę. Jako że jestem już na tym etapie, kiedy zaczynam samodzielnie myśleć, szukać drogi i właściwego rozwiązania wewnętrznych rozterek, doszłam do wniosku, że Bóg nie zabrania nam kochać w sposób dwojaki. Przestrzega przed cudzołożeniem, czyli po naszemu 'puszczaniem się'. Ludzie jako chrześcijańska wspólnota stwierdzili, że łatwiej będzie żyć wśród zakazów, niż przyzwoleń i wrzucili wszystkie te pojęcia do jednego worka. Stąd wziął się na przykład celibat dotyczący księży. Niemniej jednak wracając do sedna sprawy, czy nie uważacie, iż po to dano nam ciało i duszę, aby kochać jedno i drugie? Tak, jak człowiek nie istnieje bez jednego z tych elementów, tak i miłość nie może opierać się tylko na jednym z nich.

Wiele osób starszych uważa, że takie podejście jest głupie, że młodzi ludzie za szybko się zakochują i zbyt wcześnie chcą stać się dorośli, że ciągnie ich do namiętności. Prawda jest taka, że nad uczuciem nie da się panować. Fakt zakochania się sam w sobie powinien świadczyć o psychicznej dojrzałości. Według dorosłych, młodzi ludzie powinni najpierw dobrze się poznać, a dopiero później planować wspólne życie, ale jak mamy się poznać, nie obcując ze sobą?  Wielu doświadczonych przez życie uważa, że wyrażanie miłości poprzez cielesność może nas zranić, zepsuć nam życie, ale moim skromnym zdaniem nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.  Ślub jest ważnym elementem w życia człowieka. Wiąże on kobietę i mężczyznę na dobre i złe. Wiem jednak, że zarówno przed, jak i po nim uczucie nie osłabnie. Bo wystarczy kochać, a wtedy chce się dla drugiej osoby jak najlepiej. Wystarczy kochać i wtedy nie oczekujesz nic, a dajesz od siebie jak najwięcej. Wystarczy kochać, a wiesz, że nie zawiedziesz miłości swojego życia, a ona nie zawiedzie ciebie.

20 komentarzy :

  1. Moim zdaniem cielesność, seks są bardzo ważne w związku. Moim zdaniem np to glupie czekać po ślubie, bo co jeśli para się pod tym względem nie dopasuje? To równiez potrafi osłabić związek.
    I dziwie się, ze zwykle kobiety tak się oburzają gdy własnie pisze się na ten temat/Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanka Karolina ma absolutnie racje. jestem tego samego zdania.

      Usuń
  2. Co do książki to nie czytałam jej, ani filmu też nie oglądałam. Kiedyś może przeczytam, no właśnie, kiedyś. Nie mam nic przeciwko, jeśli w filmie są zmieniane niezbyt istotne wątki, ale jak dla mnie zakończenie powinno zostać takie jakie było.
    Mi na szczęście nie umknęła ta informacja, że dobre rzeczy zostały napisane na zielono, a te złe na czerwono. Uważam,że cielesność jest bardzo ważna. Po pewnym czasie bycia w związku obie osoby chcą większej bliskości i to jest zrozumiałe. Nie rozumiem czemu Kościół zabrania seksu przedmałżeńskiego. Przecież to naturalna reakcja człowieka. Taka jest nasza natura, że dążymy, aby poznać ciało drugiej osoby, chcemy tej cielesności i nie widzę w tym nic złego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam ani nie oglądałam ,,Papierowych miast", jednak ostatnio tyle o tym słyszałam, że chyba spróbuję. Zwłaszcza przyciąga mnie postać Margo, jestem jej ciekawa. No i ten motyw ukrywania się brzmi intrygująco:)
    O miłości romantycznej za bardzo nie mogę się tu wypowiedzieć, jako że poza krótkimi zauroczeniami nigdy takiej nie przeżyłam. Wiem jednak, że chciałabym mieć partnera, którego mogłabym traktować również jako przyjaciela, do którego miałabym bezgraniczne zaufanie oraz przy którym czułabym się sobą.
    Przyznam szczerze, że niezbyt podoba mi się, jak niektórzy ludzie Kościoła traktują tematy cielesności- jako coś złego, grzesznego. Przecież to zupełnie normalne, tak jak i seks przedmałżeński, przynajmniej moim zdaniem. Ciało i dusza za życia to dwa złączone byty, a świadomość własnej fizyczności jest przecież bardzo ważna.
    Bardzo piękny post, jak zwykle zresztą:)
    Pozdrawiam ciepło,
    P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to świetnie przedstawiłaś swój punkt widzenia w tym, jak i w poprzednim poście.
    Starsi ludzi mają inne zdanie, ale czy oni kiedyś też nie byli młodzi? Mogą nas umoralniać ile dadzą radę, ale w życiu nie uwierzę, że nie pociągało ich nieznane tak samo jak nas. Dotyk ukochanej osoby, seks, poznanie swojego ciała w obecności innej. Tak jak powiedziałaś świat się nie zmienia, a oni wszyscy na pewno mieli w swoich młodych latach miłość, która równie mocno ich fascynowała. Fizycznie i mentalnie. Szkoda, że nikt nie potrafi się do tego otwarcie przyznać, tak jak młodzież teraz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wartościowy post, ja też myślę że czasem cztamy Pismo Święte zbyt dosłownie, czasem tak jak jest nam wygodniej. Tak samo uważam że świat się nie zmienia, zawsze było i dobro i zło, może jedynie kiedyś nie było mediów które mówiły co chwile o katastrofach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że masz bardzo świadome podejście. Oczywiście, że seks jest naturalną koleją rzeczy w związku. I o ile nie jest on wymuszony i nie jest warunkiem związku, a wyniki z bliskości i relacji dwojga ludzi, to nie widzę w tym nic złego. No właśnie, bo mam wrażenie czasem, że jednak w głowach wielu nastolatek funkcjonuje on w oderwaniu od relacji i tego czym być powinien.

    OdpowiedzUsuń
  7. Baardzo gorący temat poruszyłaś, przynajmniej dla mnie, bo już od pewnego czasu zmagam się z konsekwencjami swoich decyzji co do seksu przedmałżeńskiego.
    Oczywiście, masz logiczne argumenty. Ale rozwaliło mnie zdanie ,, nie dowiemy się, póki nie spróbujemy". Też tak uważałam i wiesz co? Dorośli mieli rację. Rozwaliłam sobie życie. Totalnie.
    Cały swój związek, najpiękniejszy okres w życiu, rozwaliłam przez takie podejście, przez eksperymenty, przez ,,kochamy się więc wszystko nam wolno".
    Po paru miesiącach w związku zaczęłam się nawracać (mój chłopak jest wierzący, więc bardzo mi pomógł). Niestety, nie mogę już zmienić niektórych dawnych wyborów. Oboje wpadliśmy w zaklęty krąg. Powiem tak: w życiu się tyle nie nacierpiałam co przez tą sprawę, i nie narobiłam tylu kłopotów najbliższej mi osobie. Teraz powoli wychodzę na prostą, uczę się żyć bez wyrzutów sumienia, przezwyciężyć żal za to co się stało i poczucie beznadziei. Po pół roku pierwszy raz mogę być naprawdę szczęśliwa.
    Więc serio - nikomu nic nie każę, ale zastanów się naprawdę, czego chcesz. Zwłaszcza jeżeli jesteś osobą wierzącą. Zastanów się, czego oczekujesz od związku, po czym poznasz że twój związek jest już naprawdę pewny i niezniszczalny. Poszukaj lepszych argumentów za i przeciw niż te na Zapytaj.pl
    Ja w każdym razie teraz już zamierzam czekać do ślubu. Szkoda tylko, że te 10 miesięcy za późno, zanim temat seksu nie przysłonił mi całego życia i związku tak bardzo, że mam go już szczerze dość i wręcz mi obrzydł.
    Aha, i brak seksu wcale nie osłabia związku. Raczej daje pewność, że jesteście ze sobą z czystej miłości i potraficie panować nad sobą. Tak, nie wszystko co naturalne jest dobre, nie wszystko na co mamy ochotę musimy w tej chwili spełniać.

    ...Chyba pierwszy raz taki buntownik jak ja zgadza się w czymś ze starszym pokoleniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stu procentach się z Tobą zgadzam. Wręcz moim marzeniem jest mieć takiego partnera, który okaże się tak dojrzały i będzie mnie na tyle szczerze kochał, że zaczeka ze mną do ślubu. Wiara jest ogromną wartością w moim życiu, przez nią także ukształtowały się moje przekonania w tym temacie i nie będę ukrywać, że jestem z nich dumna. Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Czytałam książkę w oryginale i była w porządku, ale to dopiero film mnie ujął :) Mimo że nie przepadam za Carą.

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko jestem w szoku! Dla mnie z kolei film okazał się niezwykle tandetny w stosunku do książki. To zakończenie kiedy przyjaciele go olewają by wrócić na bal definitywnie zniszczyło dla mnie ekranizację. Z resztą postać Margo w filmie była dla mnie totalnie bezpłciowa i nudna. Książę za to uwielbiam. No proszę jednak ile ludzi tyle opinii ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Seks przedmałżeński jest źle postrzegany jedynie przez religię. A żeby uprawiać jakikolwiek seks, trzeba być jedynie dojrzałym i odpowiedzialnym, aby w razie nieplanowanego dziecka, nie dać ciała. A taka sytuacja może się nawet zdarzyć w małżeństwie, które nie chce mieć dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Książki ani filmu nie oglądałam, ale lubię Johna Green-a, dostałam od przyjaciółki książkę "Gwiazd naszych wina ",a potem oglądam film i bardzo mi się podobały :)

    OdpowiedzUsuń
  12. nie znam twórczości tegoż pana jeszcze:) co do seksualności potrzeby cielesne są nam potrzebne do spełniania przed ślubem młodzi ludzie szczegółnie są na kształt zwierząt też mamy popędy;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytam właśnie tę książkę w oryginale, jak na razie jest ciekawa. :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Negowanie seksu przedmałżeńskiego czy ogólnie u nastolatków przez dorosłych jest moim zdaniem lekką hipokryzją. Każdy z nich był młody i założę się, że na palcach jednej ręki policzylibyśmy tych, którzy zachowali "czystość" do nocy poślubnej. ;)

    A co do książki - już sam początek mnie zauroczył. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo mi się podoba Twój wpis. Szczególnie ta część ostatnia o cielesności. Również uważam, że co innego ludzie sobie wmówili, a co innego faktycznie religia(w sensie przykazania itd) chce nam dać.
    Moim zdaniem, seks koniecznie należy wypróbować przed ślubem, bo przecież to jest bardzo ważny składnik miłości i jak para nie będzie pasowała do siebie pod tym względem, to małżeństwo się w końcu rozpadnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jaki piękny post, bardzo mi się podobał ;) Dobrze wywnioskowałam, że film był lepszy od książki? :D Ale cała historia bardzo mi się spodobała :)
    Co do miłości - dużo jej dookoła nas w różnych wymiarach :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku, u mnie dużo się zmieniło przez te ponad dwa tygodnie. Poznałam chłopaka i teraz mam zupełnie inną perspektywę. Dużo dał mi do myślenia ten wpis.
    Liczy się dla mnie teraz przede wszystkim fakt, że się poznajemy przez rozmowę. Ale chłopcy jak chłopcy, o jednym myślą.
    Uwielbiam "Papierowe miasta" ♥
    olusiek-blog.blogspot.com- klik!

    OdpowiedzUsuń
  18. nie mam nic do seksu przedmałżeńskiego chociaż w Boga wierzę (ale ostatnio mam jakiś życiowo-wiarowy kryzys) i uważam że małżeństwo to rzecz święta. jeśli dwoje ludzi są ze sobą, jest tam miłość, uprawiają seks to co w tym złego? jeśli szanują siebie to dlaczego nie? bo wiadomo, inne sprawy - seks tylko dla przyjemności z kim popadnie, ranienie się wzajemnie - tego pojąć nie mogę.

    a papierowych miast jeszcze nie czytałam ani nie oglądałam ;)

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz tutaj = 1 komentarz na Twoim blogu!
Dziękuję ♥

Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka