Co cię nie zabije, to cię wzmocni

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zakręciło mi się w głowie. Ogromny ból przeszył mnie od środka. Przez głowę przemknęła mi myśl, że to pewnie tylko chwilowe. Niestety po chwili było jeszcze gorzej. Nagłe mdłości zmusiły mnie do upadku przed toaletą. Dusiłam się i nie mogłam oddychać. Międzyczasie łamiącym się głosem musiałam zawołać mamę. Przybiegła do mnie bez zbędnych pytań. Otworzyła na oścież wszystkie okna. Podała mi wodę i jakieś tabletki. Krztusiłam się powietrzem. W oczach miałam łzy. Każde słowo sprawiało mi ból. Nie słyszałam pytań brata, ani tego, co mówiła mama. Czas się zatrzymał.

Wylądowałam na swoim łóżku. Znowu ten sam impulsywny ból. Tym razem zwiększył swoją częstotliwość. Zwijałam się i prężyłam, kiedy mama próbowała przytrzymać mnie rękami. Piekły mnie wnętrzności. Chyba płakałam. Oddychałam szybko i płytko. Strasznie głośno sapałam. Zaschło mi w ustach. Resztkami sił błagałam mamę, by mnie ratowała. Musiała zadzwonić po pomoc. Jasne światło, miliony dłoni dotykających moje ciało. Twarz, policzki, brzuch. Słyszałam poszczególne słowa mamy, taty, brata, babci, cioci? Pogotowie? Szpital? Karetka? Rzucało mną po całym łóżku. Pomyślałam sobie, że jeżeli tak ma wyglądać piekło, to ja nie chcę umierać. Unieruchomili mnie. Babcia wydawała mamie i cioci jakieś niezrozumiałe dla mnie polecenia. Tata ubierał się, gotów w każdej chwili jechać ze mną na pogotowie. Brat głaskał mnie po głowie i uspokajał. Tysiące głosów, a je nie mogłam wydusić z siebie słowa. Poczułam przyjemne ciepło w miejscu bólu. Kazali mi się skulić i trzymać kompres. Tabletki chyba zaczęły działać. Zasnęłam.

Nie trwało to więcej niż godzinę. W tym czasie mama zdążyła zerwać na równe nogi pół rodziny. Gdyby nie oni, pewnie przez całą noc zwijałabym się z bólu na łazienkowej posadzce. Mama czuwała do rana. Słyszałam jej kroki jak co chwilę przychodziła i patrzyła czy oddycham. Rano  mówiła babci, że kiedy spałam, byłam blada i zimna. Ale oni nade mną czuwali. Moje prywatne anioły.

Pamiętam i mile wspominam czasy, kiedy moje życie było proste i nieskomplikowane. Nie miałam wygórowanych celów, ani ambicji, ale nie potrzebowałam tego. Miałam przy sobie osoby, które ceniły mnie za to kim i jaka jestem, a nie za to, co w życiu osiągnęłam. Razem z dziewczynami trzymałyśmy się w czwórkę. Ja, dwie Sylwie i Basia. Nie byłyśmy kręgiem zamkniętym. Tak naprawdę w ogóle nie byliśmy kręgiem. Nasze relacje były nierówne. Przyjaźniłam się z  dwiema Sylwiami, ale pomiędzy nimi było tylko koleżeństwo. Basia za jedną Sylwią przepadała, a drugą tylko tolerowała. Oprócz siebie nawzajem, miały jeszcze innych przyjaciół. Ja również. Bernadeta zajmowała wtedy ważny stopień na mojej friendsliście. Co prawda z czwórką dziewczyn spotykałam się codziennie w szkole, ale to jej poświęcałam każde popołudnie. I to było wspaniałe. Poświęcałyśmy wyższe cele - naukę i obowiązki - za spędzenie razem kilku chwil.

Bernadeta w porównaniu do reszty dziewczyn była moim autorytetem. Nie chciałam być taka, jak ona, ale zawsze mi imponowała swoją pewnością siebie, a czasem wręcz chamstwem (tak, takie rzeczy mnie jarały w gimnazjum). Ona zawsze wiedziała, jak zachować się odpowiednio do sytuacji. Jak zwrócić na siebie uwagę i sprawić, żeby wszyscy Cię lubili. Nie odpychało mnie wtedy jej podejście do innych ludzi. Kłamała jak z nut, dążyła po trupach do celu, a jej znajomi nie wiedzieli, że robi ich w balona. Czasem sama zastanawiałam się, czy ze mną postępuje tak samo? Wierzyłam, że nie, bo zawsze zapewniała mnie, że jestem jej najlepszą przyjaciółką. A przynajmniej byłam dopóki, dopóty stawiałam się na każde jej wezwanie. Ona z reguły mówiła mi wszystko. Zwierzała mi się i nie raz wypłakiwała na ramieniu. Ja byłam tą "na złe chwile". Nie przeszkadzało mi to do czasu... Zawsze uważałam, że prawdziwa przyjaźń wymaga poświeceń. Niestety z jej strony wielu tych poświęceń nie było. Nie potrafiłam z nią szczerze porozmawiać, mimo że na moich oczach oszukiwała ludzi. Wiedziałam o niej więcej niż inni, ale jako przyjaciółka uważałam, że nie powinnam wykorzystywać tego przeciwko niej. Tym bardziej bałam się jej powierzyć moje prywatne tajemnice.

Tymczasem z Sylwiami i Basią dogadywałam się świetnie. Nie kłóciłyśmy się praktycznie wcale. W szkole zawsze sobie pomagałyśmy, w szkole zawsze byłyśmy razem w drużynie, w szkole spędzałyśmy każdą przerwę razem, w szkole byłyśmy nierozłączne. Rozmawiałyśmy przeważnie tylko w szkole. Z jedną Sylwią siedziałam w ławce. Tylko z nią komentowałam ubiory nauczycielek i parodiowałam ich zachowanie. Tylko z nią pisałam ściągi na butach. Tylko z nią strzelałam z gumki recepturki. Tylko z nią malowałam paznokcie na lekcjach. Razem wymyślałyśmy własne przywitanie i buczałyśmy na sprawdzianach z fizyki. Tylko ona trzymała mnie za rękę, kiedy denerwowałam się przy odpowiedzi. Tylko ona wyznaczała mi granice na ławce, żebym się za bardzo nie rozpychała. Ona znała mnie bardziej od tej szalonej strony.


Z dugą Sylwią zawsze mogłam szczerze pogadać. Nie jeden wf przesiedziałyśmy na parapecie, czy ławce rozmawiając na miłosno-filozoficzne tematy. Próbowałyśmy rozgryźć psychikę chłopaków, po czym stwierdziłyśmy, że tu nie ma czego rozgryzać. Ona zawsze wiedziała wszystko. Od jednego spojrzenia potrafiła stwierdzić, że jestem nie w humorze. Potrafiła wyciągnąć ze mnie najdrobniejsze szczegóły, ale każdą informację zatrzymywała dla siebie. Pilnie słuchała, kiedy opowiadałam jej moje miłosne rozterki i zawsze była na bieżąco. Wręcz przeżywała je razem ze mną! Z całego serca wspierała i kibicowała mi także na sprawdzianach.  Czasem po prostu się uczyłyśmy. Próbowała wbić mi matmę do głowy, albo poprawiała błędny na wypracowaniu. Zawsze kiedy dostałam dobrą ocenę, mocno mnie ściskała i przybijała piątkę. Szkoda, że już nie chodzimy razem do klasy.


Basia na początku była przylepą. Przyznam, że denerwowało mnie jej towarzystwo. Uczepiła się Sylwii (nr 1) i zwyczajnie nie dawała jej żyć. Może byłam lekko zazdrosna? Dziewczyny spotykały się poza szkołą, a mnie przy tym nie było. No w każdym razie polubiłam ją po jakimś czasie. Basia była okropnie zwariowana. Wręcz szalona! To przekonało mnie, że możemy się dogadać. Pasowała do mnie i Sylwii (nr 1). Dobrze gotowała i często dzieliła się z nami kulinarnymi przepisami. Miała zakręcone pomysły, które wszystkie chciałyśmy wprowadzić w życie. Basia nie była na początku zbyt lubiana w szkole, ale wiernie z Sylwią broniłyśmy jej przed zajadłymi gębami dziewczyn z innych klas, a ona też nie dała złego słowa na nas powiedzieć. Niestety Basia poznała Bernadetę, a jak to mówią "kto z kim przystaje, takim się staje".  
Nasze drogi się rozeszły. Z Bernadetą i jej fałszerstwami rozstałam się na stałe. Przyznam, że całkiem dobrze mi z tym. Kiedyś zastanawiałam się, czy ja też byłam taka, jak ona. Po części chyba tak. Zarażała mnie płytkością, a ja stopniowo to zauważałam. Nie musiałam stawiać jej czoła. Sama zrezygnowała z naszej przyjaźni. Sylwie i Basia wybrały własne drogi. Nie widujemy się praktycznie wcale, mimo że mieszkamy w miarę blisko. Niemiłosierny czas pozwala nam na przelotne spotkania, ale to zdecydowanie za mało, by podtrzymać relację. Całe szczęście u dwóch Sylwii nic się nie zmieniło. Z tego co mówią, u mnie też nie "dzięki Bogu".

21 komentarzy :

  1. Ja w podstawówce miałam dużo fałszywych znajomych, źle wspominam ten okres w moim życiu, jednak dzięki temu doświadczeniu potrafię rozróżnić prawdziwych przyjaciół od tych fałszywych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. na takich ludzi to trzeba miec wyjebane ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta pierwsza część posta jest przepiękna! To znaczy, zakończenie jest piękne. Prywatne anioły. No piękne! Wiem, ciągle powtarzam to słowo, ale nie wiem, jak inaczej to nazwać. A opis duszności naprawdę wywoływał emocje i wzbudził napięcie. Jestem pod wielkim wrażenie- takie krótki tekst, a naprawdę dobry. Wielkie wow.
    Bernadeta to taka toksyczna osoba... dobrze, że zakończyłaś tę przyjaźń. Ale są pozytywne strony: takie rzeczy wiele mogą nas nauczyć o ludziach. Fajnie, że miałaś takie dobre kontakty z pozostałymi dziewczynami- z Twojego opisu wynika,że były naprawdę w porządku.
    Pamiętam, że kilka moich ,,przyjaciółek" były troszkę podobne do Bernadety- to znaczy, przyjmowały z łatwością to, co ja im dawałam od siebie, a od siebie dawały bardzo, ale to bardzo mało. I raczej nie mogłam na nie liczyć. Na szczęście teraz mam cudowną przyjaciółkę i w ogóle taką paczkę, z którą się trzymam i naprawdę się lubimy, dogadujemy, mogę liczyć na ich wsparcie i pomoc. A to najważniejsze.
    To smutne, że znajomości się kończą, że kontakty zanikają... ale pozostają piękne wspomnienia za to:)
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też miałam w życiu taką Bernadetę i choć jest już tylko moją znajomą nie umiem odseparować się od niej na stałe. Codziennie rano jadę z nią do szkoły autobusem i choć mam o niej złe zdanie nie powiem jej tego, bo nie umiem. Nie umiem jej wprost powiedzieć, że to co robi niszczy jej życie, że jeszcze trochę i wszystko się jej zawali, no nie umiem. A chciałabym żeby w końcu się opamiętała, bo kiedyś byłyśmy nierozłączne i przykro jest na to patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wokół nas jest całe mnóstwo aniołów. Nie zawsze się ujawniają, działają po cichu, ale kiedy trzeba są przy nas natychmiast...
    Z niektórych znajomości po prostu się wyrasta. Każdy idzie swoją drogą i po jakimś czasie okazuje się, że nasi najbliżsi przyjaciele są w zupełnie innym miejscu niż my.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsza cześć, choć jest pięknie napisana i właściwie mówi o zasługach rodziny, to jest trochę przerażająca. Ale chyba nic złego Ci się nie stało?

    Twoja historia z Bernadetą przypomina mi troche moja. Fakt, moja przyjaciółka mnie nie oszukiwała, ale miała także inne złe strony. Zawsze chciała,żeby robić to co jej się podoba, wszystko było fajnie, dopóki się działo po jej myśli. Co prawda nie byłam jej potrzebna tylko w złych chwilach, aby mogła mi sie wyżalić, ale tak samo jak ty, ja też nie umiałam powiedzieć jej swoich tajemnic. Wystarczy,że powiedziałam jej,że podoba mi się pewien chłopak, to ona go skrytykowała. Oczywiście może mieć na jego temat inne zdanie, ale powinna uszanować mój wybór. Ponadto stwierdziłam,że żeby mieć przyjaciół trzeba o nich dbać, a ona tego nie umiała robić i nigdy sie nie nauczyła.

    Wygląda na to,że z pozostałymi dziewczynami się dobrze dogadywałaś. Wiadomo, z ludźmi sie traci kontakt. Ważne,żeby na ich miejsce pojawili sie nowi przyjaciele. Wspomnienia zawsze zostają, a poza tym z takimi dawnymi znajomymi można odnowić kontakt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy z nas miał w życiu podobne doświadczenia z przyjaźniami, niektóre minęły, a inne pozostały. Ale z każdej możemy wyciągnąć lekcje na przyszłość i coś się z niej nauczyć, fajnie że zostają wspomnienia.

    Pierwsza część postu jest wspaniała, uwielbiam czytać jak szczerze opisujesz swoje uczucia :) Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało, bo czytając miejscami byłam przerażona.

    OdpowiedzUsuń
  8. pierwsza część straszna, ale pięknie napisana. Rozumiem, że przytrafiło Ci się to niedawno? Mam nadzieję, że już wszystko w porządku :*
    A co do drugiej części to też miałam swoją Bernadettę...na początku wydawalo mi się, że ta przyjaźń przetrwa wszystko, będzie trwała do końca życia- cały czas to sobie zresztą mówiłyśmy. Potem niestety pojawiły się inne osoby, towarzystwo a ja zaczęłam zauważać, że byłam taką trochę "zapchajdziurą" na każde zawołanie. To ja zawsze musiałam dostosowywać się do niej, robilyśmy to co ona chciała, pomagałam jej w każdej sytuacji, byłam wtedy kiedy dzwoniła, że jej się nudzi albo mnie do czegoś potrzebuje, coś chce ode mnie pożyczyć albo musi gdzieś iść a nie chce jej się samej. Wydawało mi się , że od tego ma się przyjaciół. Szkoda, że ta przyjaźń działa tylko w jedną stronę. Od dawna nie mamy ze sobą praktycznie żadnego kontaktu :( Czasami mi szkoda, ale trudno. Może lepiej, że tak się stało, przynajmniej teraz nikt mnie nie wykorzystuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsza część postu wbiłą mnie w ziemie! Jestem na sto procent pewna, że masz ogromny talent pisarski i jeśli napiszesz opowiadanie to będzie ono po prostu GENIALNE! :D
    jestem twoją fanką ale to pewnie wiesz xd

    PS: Zmieniłam nazwe, dawna to "stilinska"

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak poczytałam sobie Twoje opisy dziewczyn, to pomyślałam, że musisz być bardzo szczęśliwą osobą. Albo przynajmniej byłaś, bo chociaż domyślam się, że z Basią nie utrzymujesz już kontaktu, to nie wiem jak ma się sprawa z Sylwiami... Albo poznałaś już nowych, równie niepowtarzalnych ludzi.
    To chyba najważniejsze (i zarazem najtrudniejsze), by umieć odnajdywać takich ludzi w swoim życiu. Ba! Najważniejsze, to jak najdłużej ich przy sobie utrzymać ;-)
    Masz dobry zmysł do obserwacji.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsza część notki zasmuciła mnie trochę z jednej strony - zdrowie potrafi być takie kąśliwe. A z drugiej strony - Twoje prywatne anioły to świetne osoby :)
    Co do przyjaźni - przybierają one różne formy, ale sami musimy sobie ustalić, co nam pasuje. Miałam kiedyś przyjaciółkę. Wszystko było w porządku, dopóki nie zaczęła patrzeć na ludzi wokół siebie przez pryzmat pieniędzy. Myślałam, że to tylko chwilowe, ale moje złudzenia się rozwiału, gdy zobaczyłam, że obraca się w kręgu podobnych ludzi i raczej nie będzie taka jak wcześniej...

    OdpowiedzUsuń
  12. Everything that kills me, makes me feel alive! (;
    Drogi moje i przyjaciółek z liceum też rozeszły się jakiś czas temu, mimo że próbowałyśmy się systematycznie spotykać, ale każda z nas ułożyła sobie jakoś życie bez udziału pozostałych i jak spotykamy się teraz w pubie, to jest jakoś... dziwnie. Trochę niezręcznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. mam nadzieję,że już lepie się czujesz ? :)
    kurcze tak to jest już w życiu że drogi ludzi się rozchodzą...

    OdpowiedzUsuń
  14. czytając o Bernadetcie pomyślałam o sobie. miałam do czynienia z bardzo fałszywą osobą
    która przez lata była mi najbliższa. prawie siostra... no własnie. nauczyłam się że najbliżsi
    potrafią wbić nóż w plecy, na szczęście takie sytuacje uczą nas, że nie powinno się ufać
    ludziom w stu procentach i potrafić odróżnić fałszywość od przyjaźni.
    pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam, cześć i czołem!

    Prawdę mówiąc, nie chciałam czytać Twojego bloga, bo spotkałam się z kilkoma takimi "podobnymi" i myślałam, że tutaj będzie tak samo. W sensie, że jakieś "głębokie" przemyślenia i wypłakiwanie się nad klawiaturą. Nic nie mam do takich blogów, każdy może pisać o czym chce, a mnie nikt nie zmusi bym czytała coś, co mi się nie podoba. A Twój blog mi się podoba! Nie ma dennych wynurzeń, ani wypłakiwania nad klawiaturą! Są zgrabne opisy i miło się czyta! ^^ Znaczy, ja się tam w sumie nie znam. Krytykiem nie jestem, autorytetem też żadnym, ale jak na moje stasiowe, krzywe oko... Jest dobrze! Jest moc! Piąteczka! Fajnie, że piszesz po prostu :)
    Na początku myślałam, że piszesz opowiadanie. Ale zakładka "moje życie" wstrząsnęła mną do głębi! Jejciu! Tak zacnie i tajemniczo opisać swoje życie. Porównania, barwne epitety opisujące codzienność! Jestem pod wrażeniem, naprawdę. łał! :)
    I takie ciepłe wspomnienia, obrazy psychologiczne. Ja też chcę, by ktoś o mnie napisał coś takiego, króciutką charakterystykę, wspomnienie. Basia wydaje się być zacnym człekiem jak i Sylwia. szkoda, że tak się złożyło, że się nie widujecie. Hm! Może kiedyś, w przyszłości pójdziecie razem na herbatę? Niestety liceum bardzo łączy ludzi, a jak chodzi się do osobnych szkół trudno utrzymać kontakt. Szkoła - 1/4 codzienności. Ech... takie smutne prawidła! Bernadeta za to wzbudziła we mnie raczej złe uczucia. Dobrze, że zerwałaś z tym człekiem kontakt (chyba. Bądź co bądź nie mnie to oceniać - statystycznemu czytelnikowi). W ogóle fajnie, że z dystansem podeszłaś do siebie, nie każdy tak potrafi! A jeżeli tkwisz czasem na jakiś płyciznach, wystarczy zanurkować głębiej, ale nie za bardzo! :D

    Pozdrawiam cieplutko
    PS. Bardzo dziękuję Ci za komentarze na moim blogu. Cieszę się, że przebrnęłaś przez to nieszczęsne opowiadanie xD Dołożę wszelkich starań by 2 część była cywilizowana! Ale, oczywiście, nie musisz go czytać (znaczy to na pewno wiesz, że ie musisz, chodzi mi o to, że ten. No. Źle tego nie odbiorę! ^^) , ja tam się nie obrażę, bo męczyć człowiek się nie powinien! :)
    Czkam na rozpisanie nominacji o książkach! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowicie potrafisz opisać swoje zwykłe życie. Bernadeta po części przypomina mi moją "przyjaciółkę", przez którą nieraz cierpiałam i nie chcę cierpieć już nigdy więcej. Szkoda, że z Sylwiami i z Basią już się nie widujecie, taką przyjaźń warto pielęgnować. Trochę zmartwił mnie początek, jeżeli to kontynuacja z poprzedniego wpisu, to muszę to przeczytać. Nic Ci się nie stało, prawda?
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!
    Fanny http://buszujacawsrodksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. kochana, a co Ci było? mam nadzieję, że już się dobrze czujesz i wszystko jest w porządku! dobrze, że masz osoby, które potrafią o Ciebie zadbać!

    poznasz jeszcze wiele wspaniałych ludzi, mam nadzieję, że będą wartościowi!

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzeba zrywać wszelkie fałszywe przyjaźnie... bo to wcale nie są przyjaźnie :) Z czasem wiele przyjaźni się po prostu rozwiązuje przez brak czasu itd., ale jeśli łączyła nas z kimś uczciwa relacja, to zawsze będziemy ją dobrze wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  19. w życiu tak jest, że spotykamy różne osoby :)
    blog: optymistka. | fanpage

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz tutaj = 1 komentarz na Twoim blogu!
Dziękuję ♥

Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka