Lubiła tańczyć, ciągle goniła wiatr

   Cześć i czołem! Witam Was w ostatni weekend moich ferii. Jakie to smutne, że po dwóch tygodniach wolnego Podkarpacie znów będzie zmuszone, do nadstawienia karku nieprzychylnym nauczycielom. Nie! To chyba zły sen...
   Tak się pogrążyłam w tym smutku, że przez ostatnie kilka dni, zamiast stawić czoła kupie książek i podręczników, kompletnie oddałam się szponom lenistwa. Miałam przepisać zeszyty i nadrobić zaległości. Nie wyszło. Miałam napisać wypracowanie. Nie wyszło. Miałam uczyć się teorii na prawko i rozwiązywać testy. Nie wyszło, a przynajmniej nie w takim stopniu, jakbym chciała. Tak mi dobrze w tym moim ciepłym i przytulnym gniazdku beztroski i zapomnienia. Całe dnie spędzałabym pod pierzynką z książką i kubeczkiem gorącej herbatki. I tylko słońce czasem zachęcało mnie do zrobienia czegoś jeszcze.
   Kto widział Monikę, co się z nią stało? Gdzie się podziała dziewczyna, która zaledwie miesiąc temu nie schodziła z parkietu na studniówce swojego chłopaka? Gdzie moja energia, która wtedy męczyła biedaka i jego nogi, a mnie ciągle zmuszała do podrygiwania w rytm muzyki? 
   Studniówka. Sto dni do matury. Nie mojej. Jego. Całe szczęście mam jeszcze rok, więc ja się tylko dobrze bawiłam. Pewnie myśleliście, że jestem taką nudziarą i nie chodzę na imprezy. Bo nie chodzę, ale co innego biba w klubie, a uroczysty bal, obwieszczający bliskie zakończenie szkoły, rozpoczęty tradycyjnym Polonezem, którego swoją drogą, zepsułam. Nawet nie żałuję. Naprawdę chciałam dobrze wypaść i jakoś się zaprezentować w tej mojej skromnej sukieńszczyźnie i najniższych z możliwych obcasach, bo w wyższych chodzić nie umiem. Sytuacja jednak mnie nieco przybiła, kiedy kilka minut przed wejściem na parkiet, dowiedziałam się, że układ został perfidnie zmieniony. Co mi pozostało? Przyglądać się innym, robić to, co oni i udawać, że doskonale wiem, jak idą kroki. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Co prawda, szło to jakoś do momentu dziwnych obrotów. Nie ma co udawać. Pogubiłam się trochę. Trochę bardzo, więc na szybkości pomyślałam, że lepiej stanąć w miejscu, niż pokracznie robić niewiadomoco. I stałam sobie. Jak kołek.
   Reszta wieczoru, nocy i rana minęła mi niezwykle przyjemnie. Jak można się było spodziewać, towarzystwo było na poziomie i bardzo kulturalne. Kulturalne jedzenie, kulturalne picie, kulturalna zabawa, kulturalna muzyka. Nawet spanie na kanapie i niewinne przepychanki były kulturalne. 
  Jedzenie. Istny raj dla mego podniebienia! Tak po drugim gorącym daniu, co prawda zaczęłam wymiękać, lecz miejsce na deser w postaci lodów i szarlotki zawsze się znajdzie.
   Picie. Kawy, herbaty, soczków, a nawet wody ognistej nie brakowało, chociaż podobno to ostatnie było nielegalne. Hmm, to by wyjaśniało przemycanie jej pod stołem... Ale bądźmy szczerzy, któż nie pije na takich imprezach? Tylko Ci co nie chcą, a że ja odmawiałam sobie przed osiemnastką, teraz nadrabiam braki. 
   Muzyka. Kapela dawała czadu! I chociaż z początku robili sobie częste przerwy na małe co nieco, około 22, już do samego końca wymiatali. Grali znane i lubiane (przeze mnie) piosenki, przez co z bólem serca schodziłam z parkietu. I jak na półmetku buty nie sprawiały mi problemów, tak na studniówce zrezygnowałam z nich na długo przed północą. Do tej pory nie mogę domyć stóp. 

   Żyjąc na tym świecie zaledwie 18 lat, zdążyłam wyrobić sobie w sobie pewne ideały. Egzystując z dnia na dzień w otoczeniu pełnym dobra i zła, piękna i brzydoty, szczerości i zakłamania pojęłam, że aby żyć dobrze, nie można trzymać się sztywno ustalonych zasad. Nie mówię tu o normach moralnych, lecz o przyjętych przez nas nawykach lub odpychających stereotypach. Życie polega na elastyczności poglądów i niestatyczności chwili. Zależnie od tego, gdzie mieszkamy, kim i czym się otaczamy, kształtuje się nasze zdanie na pewne tematy. Wchodzimy w strefę osobistego komfortu i przyzwyczajenia, z której niezmiernie ciężko nam wyjść, a jeżeli już zostaniemy wykopani z niej siłą, czujemy się niepewnie, tracimy równowagę i kontrolę nad sobą, swoimi wyćwiczonymi odruchami i zamaskowaną  mimiką. Tak naprawdę dopiero wtedy wychodzi na jaw nasza prawdziwa twarz. Nie oznacza to jednak, że przyzwyczajając się do rutyny, stajemy się fałszywi. Broń Boże! Nawyk codzienności wyrabia w nas właśnie te życiowe zasady, których moim zdaniem nie powinniśmy się trzymać. Dlaczego? Bo najpiękniejsza w człowieku jest naturalność i szczerość zamiarów, a nie jego wyćwiczone techniki obycia w danym towarzystwie. Prosty przykład, zastanówcie się przez chwilę, z kim wolelibyście prowadzić rozmowę. Ze sztywnym i niewzruszonym typem, który traktuje Cię zbyt oficjalnie i urzędowo oraz mówi to, co sobie wcześniej zaplanował, czy może z sympatyczną i uśmiechniętą personą, mniej przewidywalną, a bardziej spontaniczną?
  Tej spontaniczności mi w życiu brakuje. Przyłapuję siebie na tym, że chcę być rozumiana i odczytywana, jak otwarta księga, więc żeby było łatwiej, ustalam sobie gdzieś w głowie 'moje własne 10 przykazań', według których toczy się moja codzienność. I tu nie chodzi o to, że wstaję rano, ubieram się, jem obfite śniadanie, myję ząbki i biegnę na autobus zapinając płaszcz. Nie. Gdzieś w podświadomości mam zakodowane "uśmiechaj się do ludzi", "bądź miła" i - o zgrozo - robię to nawet kiedy nie chcę!  
   Nie nazwałabym siebie pozerem. Nie zależy mi na opinii ludzi, a tym bardziej nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, by wywrzeć na kimś wrażenie. Ubzdurałam sobie owe reguły tylko i wyłącznie dla siebie i zapewne trzymam się ich, bo mi tak dobrze. Jest jednak kilka rzeczy, które notorycznie powtarzam, Kilka myśli, które często przebiegają mi po głowie, a zarazem odbiegają od norm, nie zaliczają się do mojej strefy komfortu. Czasem sama siebie za nie karcę, ale one są i ukazują tą gorszą, ale jakże prawdziwą stronę mnie. 


Nie lubię się myć

Przyznam się otwarcie i bez bicia, że kiedy przychodzi wieczór i pora spłukać z siebie resztki dnia, kąpiel jest ostatnią czynnością, na jaką mam ochotę. Zwykły prysznic zajmuje mi około 20 minut. 20 minut, które mogłabym spędzić inaczej, jakoś kreatywnie wykorzystać. 20 minut wyjęte z życia. 

Wchodzę na pasy w najmniej odpowiednim momencie

I chociaż szanuję zasady i przepisy drogowe, to często gęsto nogi same rwą się na przejście dla pieszych, gdy nad głową świeci mi czerwona lampka. Kilka razy mogłam zginąć, kilka razy zostałam wytrąbiona, a zazwyczaj przed wtargnięciem na jezdnię, silnym pociągnięciem, powstrzymują mnie towarzysze podróży. Staram się. Naprawdę się staram nie zagrażać swojemu zdrowiu i życiu, ale zazwyczaj krawędź chodnika jest dla mnie zbyt cienką granicą.

Nie słucham, co do mnie mówią

Nie tylko na lekcji zdarza mi się wyłączać swój umysł lub przerzucać się na inny kanał. Jeśli rozmowa z kimś zwyczajnie mnie nudzi, nie potrafię tego ukryć i zwyczajnie odbiegam myślami w przeciwnym kierunku. Zdarza mi się nie słuchać i nie zawsze jest to wynikiem nudy. Żyję we własnym świecie i niezmiernie łatwo mnie rozproszyć. Potrafię zawzięcie opowiadać historię i przerwać ją, przypominając sobie, że nie kupiłam mleka - na przykład - po czym, po tej drobnej wzmiance, nie pamiętam już o czym mówiłam i temat zawisa w powietrzu.

Piszę smsy w towarzystwie

Wiem, że to niekulturalnie, że nie powinnam. Tym bardziej, że używanie telefonu ściśle łączy się z punktem powyżej. Pisanie smsów i prowadzenie rozmowy na żywo nijak mi nie idzie. Próbowałam i
a) albo byłam zbyt pochłonięta klikaniem w telefon, przez co z mojej strony zapadała cisza
b) odpowiadałam komuś półgębkiem 
c) zanim odpisałam, czytałam jedną wiadomość setki razy

Wszystko przeżywam dwa razy

Analizuję, myślę, dopatruję się sprzeczności, podtekstów, rzeczy nieistniejących - przypadłość każdej kobiety, przez którą ubolewam, przez którą wiele tracę, ale z którą walczę! Stabilność mnie nudzi. Moja psychika woli gmerać i czytać między wierszami, by dokopać się do niedomówień. Właśnie to jest powodem wielu bezsensownych kłótni. Często powracam myślami do zdarzeń przykrych lub ekscytujących. Nie zapominam towarzyszących mi wtedy uczuć i emocji. Tak, jestem pamiętliwa. Krzywdzę przez to sama siebie, ale dzięki temu, mam też wiele pięknych, żywych wspomnień. 

Łapię za słówka

Uwielbiam to! Nie jest łatwo ze mną rozmawiać, kiedy mam zbyt dobry humor. Nabijam się z rozmówcy i ciągle wywlekam na światło dzienne nieistniejące fakty, co pewnie niezmiernie irytuje.

Zdrapuję lakier z paznokci

Nie przejdę obojętnie obok czegoś, co odstaje i odpryskuje. Lubię mieć pomalowane paznokcie, ale chwila kiedy lakier zacznie odłazić, jest nieunikniona. Zazwyczaj nie mam przy sobie zmywacza do paznokci, a nawet kiedy mam, to nie mogę się powstrzymać, by nie skrobać paznokcia paznokciem. W skrajnych wypadkach, niehigienicznie pomagam sobie zębami. Efekt jest obrzydliwy.

27 komentarzy :

  1. ja ciaglee czekam na zdjecia z mojej studniówki, jakoś nie mogę się doczekać. Ach ta organizacja.
    Byśmy się dogadaly, bo ja tez nie lubię się myć, często nie słucham co do mnie mówią, piszę smsy w towarzystwie oraz wszystko przezywam 2 razy i rozpamietuje. Cięzko chyba ze mną zyć :D/Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja swojej studniówki szybko nie zapomnę, bo było prześwietnie i chętnie bym to powtórzyła :D

    Ja też mam problem z łapaniem za słówka, przeżywaniem wszystkiego i "czytaniem między wierszami". To jest takie uciążliwe. Próbowałam z tym walczyć, przyjąć rzeczy takie jakie są, ale mam nieodpartą chęć przeanalizowania najdrobniejszego szczegółu i wyszukaniu nieistniejącego problemu. Koszmar :C

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze, po osiemnastce i po skończeniu liceum czas tak szybko pędzi! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to. Te wszystkie Twoje niedociągnięcia typu "zdrapuje lakier z paznokci" - mam dokładnie tak samo :) Piękne zdjęcia :>
    aroundempty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. "Nie lubię się myć" to dość odważne wyznanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomorze łączy się w bólu z Podkarpaciem:( To już? To tak szybko?... Nie wiem, jak przestawię się z bezwstydnego lenistwa na ciężką pracę, zwłaszcza, że sprawdzian z chemii zbliża się wielkimi krokami, a chemia to nie jest, delikatnie mówiąc, mój ukochany przedmiot.
    Miejsce na deser zawsze się znajdzie:) Jak mawia moja przyjaciółka: na deser jest drugi żołądek!
    A ja lubię się myć i zajmuje mi to sporo czasu:)
    Niesłuchanie innych... ech, skąd to znam... pisałam kiedyś o tym, że się ,,wyłączam" i odpływam w inne światy, a gdy ktoś do mnie mówi, kiwam głową, w odpowiednich momentach mówię ,,aha", ,,ojej" i tak dalej, aż w końcu orientuję się, że nie wiem, o czym ta osoba mówi. Tja...
    Och, ja też wszystko przeżywam! Analizuję każdą wiadomość, każde słowo, czy to wypowiedziane przeze mnie, czy przez kogoś innego. Każdy drobiazg przeżywam... masakra. Muszę z tym skończyć.
    Ja zwykle łapię za słówka pod tym względem, że czepiam się szczegółów. Gdy ktoś opowiada komuś historię, którą przeżyłam razem z nim, to zawsze coś skoryguję:D
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Cię za tę szczerość. :D
    Ale za to skrobanie lakieru z paznokci osobiście dałabym Ci po łapskach. :D
    Ja też załapałam się na dwie studniówki - rok po roku. Moją i chłopaka. ^^ Ale kiedy to było....

    OdpowiedzUsuń
  8. Ah, każdy chyba tak ma, że wewnątrz siebie przeżywa wszystko dwa razy mocniej niż pokazuje :) Po tym poście mogę napisać jedno- jesteś świetną osobą i lubię Cię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I województwo Śląskie się łączy w bólu!
    Aj, aj, bar maturalny to coś, czego się lękam, bo a) nie umiem tańczyć b) mam tylko jedną, letnią sukienkę c) to chyba nie to, co lubię robić xD mam na szczęście do tego trzy lata!
    Nie ma to jak zdarte stopy,składam szczere kondolencje, ale skoro związane są z tym tak miłe wspomnienia, to było warto, tak mi się wydaje.
    Oj. Rozpamiętywanie, obmyślanie, jak sprawa mogłaby się potoczyć, gdyby powiedziało się co innego, to chyba przypadłość płci pięknej! Jest to często drażniące, ale myślę, że dobre :) a uśmiech to rzecz piękna! Oh. Światu potrzebni są ludzie, których stać na uśmiech. Ja też czynię to często nawet jeśli wolałabym tego nie robić, ale kurcze, na tym świecie dużo jest osób, które pozostają niewzruszone, gdy nie są wzruszone, niech i więc będą Ci, co się uśmiechają! Bo to nawet w psychologii udowodnione, że Twój uśmiech może i Tobie samej poprawić humor.
    A co do sztywnych osób, myślę, że tacy zupełnie skamienieli nie istnieją ;)a przynajmniej nie sądzę. Spontaniczność ma swoje i słabe strony! Naprawdę. Hm. Ale rozumiem o co chodzi ^^

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach studniówka! Ja też mam do niej jeszcze rok choć sukienkę wybieram już od dobrych kilku miesięcy :D
    Niestety z wolnym czasem zwykle tak bywa człowiek robi ambitne plany aby później z niesmakiem uznać, że nic z tego nie wyszło. Z drugiej strony błogiego lenistwa każdy potrzebuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ah no to klasyka z tym, że w ferie i inne wolne się nic nie robi, mimo wielkich planów nadrabiania zaległości :p Także nic się nie martw!
    Oj, jedzenie na studniówce jest bardzo ważne! Moja była już ze sto lat temu, ale dalej pamiętam, że pół wieczoru siedziałam głodna, bo jakieś niedobre rzeczy podali (a ja nie należę do wybrednych).
    Polonezem się nie przejmuj. Nie Twoja wina!
    No i na koniec dodam, że pod tym względem też nie lubię się myć :D Choć lubię być czysta, to ta czynność mnie denerwuje

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajne zdjęcia na pamiątkę ;) Pisanie sms'a ( oczywiście nie non stop) w towarzystwie jeszcze przeżyje ale najbardziej wkurza mnie ciągłe przeglądanie ''co nowego na fejsie ?'' uhh !
    Co do odpryskującego lakieru to polecam hybrydę ( jak można zauważyć na moim blogu) tak szybko nie odpryśnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. To dobrze,że pomimo tej nieprzyjemnej sytuacji na polonezie, genialnie się bawiłas. W sumie to nie Twoja wina że zmienili układ. Wspaniałe zdjęcia, będziesz mieć super wspomnienia :)

    Co do przechodzenia na pasach mam tak samo, dopóki stoję i czekam nic nie jedzie,a jak tylko się rusze to niewiadomo skąd pojawia się samochód,a ja muszę przebiec.

    Z.lakierem mam tak samo, lubię go zrapywac jakoś to mnie relaksuje :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach, poszłabym na studniówkę :D Ja tańczyłam Poloneza w pierwszej parze. Co to były za czasy <3 Aż się teraz płakać chce na ich wspomnienie ;)
    A ferie, moim skromnym zdaniem, są po to by się lenić, a nie by się uczyć, więc bardzo dobrze zrobiłaś, że nic nie zrobiłaś :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Jedynie po feriach narzekam na wczesne wstawanie. Na prawdę nie wiem, kto wymyślił, aby na 7.10 chodzić do szkoły. Reszta jakoś przejdzie. Nie ubolewam nad tym, że ferie się skończyły i tak muszę się uczyć i tak. Ostatecznie moje plany tez nie do końca wszystkie powychodziły. Każdy sobie obiecuje, że nadrobi zaległości, będzie jeszcze mnóstwo innych rzeczy robił, a dobrze jest kiedy połowa z tego wypali. Tak, skądś to znam.
    To nie Twoja wina, że zmienili układ. Nie wiem jak można go zmienić tuż przed studniówką. U mnie było podobnie. Z Mariuszem nie byliśmy na jednej próbie. Szczęście, że na tańczeniu na wf-ie wyszło, że coś pozmieniali. Ja jakoś sie nauczyłam, oczywiście narzekając przy tym ile się da. Potem przyprowadziłam Mariusza na próbę, na która mieliśmy nie iść. Zmian nie było dużo, więc jakoś to ogarnęliśmy, ale i tak uważam, że zmienianie układu tuż przed studniówką jest niepoważne.
    No tej kultury to Ci trochę zazdroszczę. U mnie było kulturalnie...do czasu. Oczywiście skończyło się tak, że sie poupijali. Choć alkohol był oficjalnie zabroniony to i tak każdy pił otwarcie. Nauczyciele nawet nie zwracali na to uwagi. Przechodzili obok i udawali, że nic się nie stało. Szczerze mówiąc ja nie piłam alkoholu. Niby miałam umówić się z koleżanką, ale w końcu niewiele z tego wyszło. Za to dotrzymywałam towarzystwa w niepiciu przyjaciółce (która nie pije) i chłopakowi (który jeszcze nie był pełnoletni).
    Niedogodności są zawsze jakieś. Dobrze, że pomimo tej Twojej z polonezem, dobrze się bawiłaś.
    Nigdy nie mówię do siebie czegoś w stylu "uśmiechaj się do ludzi", jednak tak jak ty również czytam między wierszami. Często zdarza mi się doszukiwać drugiego dna. Właściwie z prawie wszystkimi rzeczami zetknęłam się osobiście. Kiedyś tak samo jak teraz ty nie słuchałam co kto do mnie mówi. Wyłączałam się nawet gdy tego nie chciałam. Jednak stwierdziłam, że to wcale nie jest fajne. Ludzie uważali mnie za kogoś totalnie oderwanego od rzeczywistości, nie mówiąc o tym, że później mi sie dostawało, że ich nie słucham. W końcu postanowiłam to zmienić i po długich próbach wreszcie sie udało. Na pasy również wchodziłam w najmniej oczekiwanym momencie. Jednak jakoś się tego wyzbyłam. Już nikt mnie nie musi ratować przed pędzącym tirem. Niechęć do mycia i zdrapywanie lakieru dalej mam. Lubię być czysta, ale ta pierwsza czynność mnie trochę irytuje.
    Muszę przyznać, że właśnie ten odpoczynek, byl strzałem w dziesiątkę! Z dala od problemów. Można się było oderwać.
    Nie widzę nigdzie postu do zakładki "blog game". Czyżbyś go usunęła?

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaskoczyło mnie to, że nie lubisz sie myć ;)
    Czuje się stara, mam już za sobą maturę, licencjat i magisterkę ;p

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie byłam na żadnej studniówce, ale nie żałuję, bo nie lubię ani imprez w klubach, ani takich bardziej wytwornych balów.
    Zapraszam cię do mojego hotelu, gdzie prysznic z umyciem włosów zajmie ci 10-15 minut :D Bo zwątpisz, jak będziesz co chwilę musiała naciskać guziczek, żeby leciała woda i nie będziesz mogła odpowiednio dla siebie ustawić natrysku.
    Też łapię ludzi za słówka... Dziś właśnie oberwało mi się za to od kolegi z hotelu, ale co tam!

    OdpowiedzUsuń
  18. też kiedyś analizowałam wszystko po kilka razy, na szczęście się tego oduczyłam. myślenie jest nam potrzebne jednak w nadmiarze może narobić więcej szkód niż pożytku. warto być spontanicznym jednak nie jest to takie łatwe jak się wydaje. ja uwielbiam otaczać się ludźmi prawdziwymi, spontanicznymi, którzy zawsze mówią to co myślą - nie potrzebują udawać i sama też staram się być taką osobą. a sukienkę miałaś piękną, nie wiem czemu ale wydawało mi się że to Twoja studniówka patrząc na zdjęcia haha :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Echciu, to się staro poczułam.. Od mojej studniówki minęły trzy lata. Ale cóż to była za noc. Dyrektor zaczął gadać, że równe sto dni do matury, że to, że tamto, a ktoś do niego, że my się tu dzisiaj bawić przyszliśmy, a nie myśleć o szkole. Zabawa do bialego rana....

    Ejć. Ale kąpiel może być przyjemna. Wanna. Piana, dużo piany, nastrajająca muzyka i serio, człowiek jak inny wychodzi :) Co do pisania esemesów w towarzystwie też tak robię, ale mimo to słucham i odpowiadam. Pod pasami to już powinnam trylion razy zginąć, bo tak mi się wierci.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mamy sporo wspólnego. Nieraz zdarza mi się odpisać na smsa w towarzystwie. Czasem odpływam też myślami i nie słucham. Bogowie, nie mogę mieć pomalowanych paznokci, bo zaraz wszystko zdrapię XD I każdy z nas ma chyba takie "grzeszki" czy "słabości" ale przecież...jesteśmy ludźmi. Musimy je mieć. Nie możemy być bez skazy.

    A widzę, studniówkowa impreza jak najbardziej udana:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wydaje mi się, że po prostu potrzebowałaś lenistwa ;) W liceum jest często bardzo męcząco :)
    Ja też przeżywam wszystko dwa razy, bardzo mnie to denerwuje :D

    OdpowiedzUsuń
  22. ja na swojej studniówce nie byłam, teraz będę żałować do końca życia :(

    OdpowiedzUsuń
  23. Trochę się z Tobą utożsamiam. Sama czasami chcę za bardzo być poprawna, chcę żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami, czasem może nawet czując się lepszą od innych. I pracuję nad tym, aby we mnie było więcej spontaniczności bo to ona sprawia, że inni odbierają nas jako interesujacych i szczerych jednocześnie.
    Ale myć to ja się uwielbiam :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  24. matko! osobiście mogłabym się podpisać pod prawie wszystkim oprócz smsów w towarzystwie i przechodzeniu przez jezdnię :D reszta to cała ja! :D pjątunia!

    OdpowiedzUsuń
  25. Ależ Ci zazdroszczę! Studniówka to super sprawa! :)

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz tutaj = 1 komentarz na Twoim blogu!
Dziękuję ♥

Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka